Przybywają moje smutki
Na łódkach z papieru
z płomykiem bezbarwnych uczuć
Nie umiem z nimi walczyć
Nigdy nie potrafiłam
Umykam im tylko
W wietrzną noc
Duszą mnie te smutki
Jak zbyt ciasno zaplątany szalik
I wyrzucam sobie,
Że przecież wcale nie musiało
Tak być
Żałuję wielu swoich decyzji
Tych większych i mniejszych
wloką się za mną
Ja ogon jaszczurki
Martwej już dawno
Tak naprawdę
To coraz więcej rzeczy przestaje mieć jakikolwiek sens
A ja
niezdolna iść naprzód lub wracać do przeszłości
Miotam się z płaczem
W niekompletnym śnie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz