Co z tą samotnością?
Rośnie w człowieku jak trawa
rozrasta się
A jednak pielęgnuję ją, docieram do jej ukrytych fragmentów, karmię ją kawałkami własnej wyobraźni i smutkiem podlewam
Nie chcę od niej uciekać a jednak się do niej nie przyznaję, wyrzekam się.
Nie chcę zatopić się w sobie, nie chcę zamknąć od środka i pozbyć klucza.
Nie chcę potoczyć się po górce usypanej ze snów,
A powinnam
Wykluwam się, ja, jajo wyścigu szczurów. Wykluwam się i nie chcę wyjść z gniazda. Nie ruszam w pogoń. A jednak wołam o pokarm jak tylko pojawia się przywódca. Rozdziawiam szeroko dziób i krzyczę z rozpaczą. Po czym połykam pokarm społeczeństwa. Zapycham się bezwartościową papką.
Ta samotność w tłumie. W pracy, w domu, we śnie. Kiedyś stanę na moście, spojrzę w dół na płynącą wodę/uciekając pociągi i uwierzę.
Uwierzę, że mogę
Że jestem w stanie
Że tworzę swoją rzeczywistość niezależnie od tego w jakim miejscu się znajduję i jaką myśl mam wypisaną na dłoni. Uwierzę, że dzień nie kończy się przy zachodzie słońca, że trwa dalej we mnie.
A moja trawa będzie mi służyć jako posłanie. By patrzeć w niebo. I czasem chmury..
Kocham.
Już.
Murakami napisał:
Dla pewnego rodzaju ludzi miłość zaczyna się od czegoś zupełnie drobnego, od głupstwa. Albo nie zaczyna się wcale
Zaczęła się od czegoś drobnego
Od zabawy
Konta internetowego
i trzech zdjęć
I trwa coraz silniej.
Ale moja kobieca pewność siebie chwilami rozpływa się
gdy patrzę w lustro i widzę swój wstyd
Chwilami rozpadam się na małe części
Jak kwiat co gubi swe płatki
zostawiając na pastwę losu tylko środek
Tyle że mój środek to mała warownia
Nie wejdzie tam nikt
Nie dotknie
by na palcu nie wynieść pyłku
Moich dzieci